Stefan Kubiak

Stefan Kubiak
KIEROWNIK DZIAŁU KADR I PŁAC

 

 

Zawsze słuchać ludzi…

 

Od jak dawna jest Pan związany ze Szpitalem w Puszczykowie?

Przyszedłem do pracy 1 września 1984 roku, niedługo minie 37 lat. Cały czas pracuję w kadrach, od 17 lat nimi kieruję, a przedtem byłem specjalistą, nieformalnym zastępcą szefa… Najpierw to były dwa odrębne działy: kadr i płac. Ale swego czasu ówczesna dyrektor poprosiła mnie o wyjaśnienie nieścisłości zauważonych w dziale płac i … po tym jak problem usunięto, dołożono mi obowiązków: zacząłem też nadzorować płace, bo połączono oba działy. Na szczęście mam od dawna zastępcę w osobie pani Elżbiety Wierzbińskiej, która odpowiedzialna jest za płace. Wspaniale się odnalazła w tej roli, bo na początku nie miała tej wiedzy, a dziś jest moją prawą ręką. To wbrew pozorom – nie takie proste. Zresztą ani praca w kadrach, ani w płacach nie jest łatwa… wymaga naprawdę fachowej wiedzy.

Dzisiaj o Panu modnie mówi się HR…

Tak — to współczesne, takie korporacyjne określenie. Ale ja wywodzę się z czasów przedtransormacyjnych. Pamiętam czasy, gdy w administracji zaczynała się dopiero era komputeryzacji. To był rok 1990 może 1991… Byłem pierwszą osobą, która w tym dziale miała komputer. Stał w osobnym pomieszczeniu, a dział kadr przygotowywał na nim wypłaty. Dane przenosiło się na dyskietkach do innego pomieszczenia, a tam dopiero wyliczano wynagrodzenia. To już był postęp, ale pamiętam lata, w których były tylko maszyny do pisania. Takie zwykłe mechaniczne, a gdy pojawiły się elektroniczne, umożliwiające nawet zmianę części druku uważaliśmy to za spore udogodnienie. Były też okres, w którym za św. p. ministra pracy Jacka Kuronia musieliśmy naliczać podwyżki co trzy miesiące. Myśmy zwyczajnie nie nadążali tego wyliczać. Nie było do tego odpowiedniego sprzętu. Myśmy na takich małych karteczkach, właściwie na drukach akcydensowych wypisywali ręcznie kwoty wypłat. A do wyliczania wynagrodzeń służyły papiery formatu A-3, na których linijką i długopisem rysowało się tabele do wyliczeń.  Wszystko liczyło się „na pieszo”. Ja wyliczałem tzw. wysługę lat. Miałem specjalne zeszyty z notatkami, bardzo pilnowałem tych wyliczeń, żeby każdy miał wszystko należycie zapłacone. Teraz wszystko wprowadza się do programu komputerowego i system sam już wylicza automatycznie wszystkie dane.

Ale proszę zobaczyć … Czy się nie mylę, jeśli powiem, że dysponujecie komputerami, ale pracy wcale nie ubyło!

Powiem inaczej – dzisiaj pracy jest nawet coraz więcej! To wynika między innymi z różnego rodzaju sprawozdawczości i przepisów, które nakładają obowiązek tworzenia zestawień. To niestety spowalnia naszą pracę, są konkretne zadania do wykonania, ale jak wszędzie wiele zależy od ludzi. Dorze współpracuje się w zespole, który jest na podobnym poziomie wiekowym, łatwiej jest się porozumieć. Ludzie mojego pokolenia są „inaczej ustawieni” – trzeba, to trzeba, muszę, jest obowiązek – dla nas to zrozumiałe pojęcia. A dzisiaj bywa, że młodzi przede wszystkim pytają: a za ile? Nie widzą, że coś trzeba zrobić – pytają o premię, podwyżkę – tylko tym się zajmują. Pojawiają się nawet hasła – bo odejdę!

Cóż… Mamy do czynienia z rynkiem pracownika, a nie pracodawcy…  

Zdecydowanie tak. Zupełnie odwrotnie do tego, co było. Pamiętam gdy mieliśmy biuro kadr w miejscu, gdzie dziś jest Biuro Przyjęć Pacjentów. Wtedy to się nazywało: Dział Służby Pracowniczej. Pracownik przychodził do nas zapytać: co mu wolno, jakie ma obowiązki, w czym możemy mu pomóc. A dziś od razu żąda, powołując się na przepisy i „opinie kolegów” z mediów społecznościowych. Taka robota, ale jeśli z ludźmi odpowiednio się rozmawia, wykaże się zrozumienie dla ich potrzeb, można bardzo wiele osiągnąć. Kierownik nie może mieć tylko kija. Potrzebna jest też marchewka.

Pan nie może tylko zarządzać kadrami, musi być Pan także negocjatorem.

Oczywiście. Daję sobie z tym radę, zresztą „odpukać” nie mamy większych kłopotów z zespołem pracowników. Pewnie, że problemy jakieś zawsze się rodzą, ale trzeba je w porę dostrzec i rozwiązać. Nie można od ludzi, tylko wymagać. Z moim zespołem lubię się pośmiać, pożartować jak… w rodzinie. Spędzamy ze sobą wiele godzin – jak mogę na nich tylko huczeć i pokrzykiwać. No jak?

Czy Pana wieloletnie doświadczenia przydało się w czasie pandemii ?

Bez niego byłoby o wiele trudniej! Przez okres ostatnich niecałych dwóch miesięcy przejęliśmy do pracy blisko dwieście osób. Dokumenty trzeba napisać, wręczyć pracownikowi, trzeba je później „wrzucić” do systemu, żeby wyliczył odpowiednio wynagrodzenia. Już nie wspomnę o aneksach, które trzeba było przygotować dla już zatrudnionych. A jak by tego było mało,  jest jeszcze sporo wyliczeń różnych dodatków.  Mamy w szpitalu przecież nie tylko pracowników etatowych, ale całą rzeszę ludzi zatrudnionych na kontraktach. Każdy rachunek, każdą fakturę trzeba zweryfikować, potwierdzić zgodność z grafikiem, wyliczyć godziny… bo za tym idą konkretne pieniądze, za które jesteśmy odpowiedzialni. Mimo udogodnień, mimo komputerów i pomocnych programów część pracy nadal trzeba robić ręcznie, na piechotę… Szczęśliwie mamy Excela i wielu rzeczy nie trzeba już wyliczać na  wielkich arkuszach papieru kancelaryjnego, ale to i tak duże, pochłaniające mnóstwo czasu przedsięwzięcie i mrówcza, skrupulatna  praca. Nie ukrywam, że często trzeba zabierać ją do domu. W kwietniu, gdy w Szpitalu pracowały cztery oddziały dla chorych na covid obliczyłem, że miałem ponad 500 pozycji do przeliczenia. Nie wyobrażam sobie robienia tego ręcznie, bez programu komputerowego.

Pieniądze na koncie muszą być punktualnie, żeby -jak to się mówi — nawet krew z kamienia…

Owszem. Dlatego my, w naszym dziale mamy taką zasadę, że nie bierzemy urlopów na początku miesiąca. Planować cokolwiek można dopiero po 9 każdego miesiąca gdy na konta pracowników poszły już przelewy.

Czy pamięta Pan jakąś swoją najlepszą decyzję kadrową?

Oj… tego jest na co dzień bardzo wiele, ale czy pamiętam coś szczególnie? Była kiedyś rekrutacja do naszego działu i intuicja podpowiedziała mi (w kolejnej rozmowie), żeby tego pracownika nie przyjmować. To był w zasadzie szczegół, ale przeważył i pomógł, jak się potem okazało,  podjąć właściwą decyzję. Generalnie to nie jest wdzięczna rola w firmie. Doradzam nie tylko Prezes Ewie Wieji, doradzam Naczelnemu Pielęgniarzowi… Trzeba mieć ogląd na całą sferę finansów i możliwości płacowe… To nie są łatwe decyzje. Przede wszystkim jednak nie wolno z góry oceniać człowieka. Czasem uprzedzenie, zła ocena może spowodować, że ktoś niepotrzebnie się zwolni albo nie podejmie pracy. Czasem bywa, że nie jesteśmy w stanie spełnić oczekiwań finansowych. Ważne jest też, aby nowy pracownik „wpasował się” w zespół, również finansowo. Jedna nietrafiona decyzja może rozwalić dobrze funkcjonujący team. To bardzo delikatne zagadnienia.

Co Pan lubi najbardziej w tej pracy? 

To po prostu –  moja pasja. Wszystko, co dotyczy obsługi pracowników, rozmowy z nimi – nawet jeśli są bardzo ciężkie, kontakt z ludźmi – to stanowi o pracy, którą nadal bardzo lubię. Ja wciąż tu chętnie przychodzę, nawet po tylu latach…

Jakie są  cechy dobrego kadrowego?

Przede wszystkim odpowiedzialność za to co się robi. Ważna jest nauka – właściwie uczyć się trzeba na okrągło. Dzięki przychylności Prezes Ewy Wieji mamy możliwość szkolenia się, korzystamy z kursów, bo bez tego dziś się nie da pracować. Ważna jest też umiejętność kierowania zespołem i codziennego bycia z ludźmi. Trzeba zawsze słuchać pracowników, by im doradzić – prywatnie i zawodowo.

Zbliża się emerytura – konkretnie we wrześniu. Jak się z tym Pan czuje?

Zdaję sobie sprawę z tego co wszyscy mówią dookoła, że  kiedy opadnie codzienna adrenalina, to wszystko nie jest już takie proste… Mam dom, wokół, którego będę miał wreszcie czas trochę ”pochodzić”. Mam trójkę wspaniałych wnucząt – będę się mógł bardziej nimi zając. Zawsze w domu jakaś praca się znajdzie, aczkolwiek zdaję sobie sprawę z tego, że przyjdzie ten moment, w którym powiem… pojechałoby się to pracy w szpitalu.  Nie ukrywam, że jeżeli będzie taka potrzeba i będzie oferta ze strony Szpitala, to chętnie ją podejmę, zawsze pomogę jeśli będzie trzeba. Ale teraz czuję, że muszę odpocząć! Nie ubywa pracy, nie ubywa odpowiedzialności – w tym tej ogromnej, finansowej. Trochę przystopuję – ale pewnie tylko na jakiś czas.

Bardzo dziękuję za rozmowę

 

Stefan Kubiak