Kazimierz Wysocki

Kazimierz Wysocki
ORDYNATOR ODDZIAŁU UROLOGICZNEGO
 

 

Zawsze chciałem pomagać ludziom!

 

Dla wielu młodych ludzi, świeżo upieczonych absolwentów trzymanie się jednego miejsca pracy jest już nie do pomyślenia. Co Pana aż tak zafascynowało i trzyma tyle lat w Puszczykowie?

Pracuję tutaj od 1 stycznia 1976 roku. Szpital był uruchamiany w kwietniu, ale zanim zaczęliśmy wykonywać zabiegi, trzeba było oddział uporządkować i posprzątać po ekipach budowlanych. Jak pamiętam, zajmowała się tym ówczesna pielęgniarka oddziałowa. Ona także kompleksowo zabiegała o wyposażenie w podstawowy sprzęt. Potem trafił tu dr Zdzisław Kaczorowski – pierwszy ordynator, który zajął się stworzeniem sali diagnostycznej i zabiegowej. W 1982 zastąpił go dr Maciej Strzyżowski.  Ja przyszedłem tutaj jako stażysta po studiach i tak moja kariera zawodowa toczy się tutaj do dziś. To był nowy szpital, nowe możliwości. To kwestia ludzi, zespołu i zaufania w stosunku do osób, z którymi się pracuje. W moim puszczykowskim życiorysie miałem krótki epizod, pauzę – wyjechałem na jakiś czas na kontrakt do Libii, ale wróciłem na „stare śmieci”.

45 lat Szpitala w Puszczykowie to także 45 lat Oddziału Urologicznego i historia rozwoju tej dyscypliny.

Tak. Urologia tworzyła się tu od początku istnienia szpitala. Dzięki sprzętowi, którym dysponowaliśmy, można było od początku wdrażać nowoczesną urologię. Kiedyś podstawą było leczenie operacyjne, a z biegiem czasu zaczęły rozwijać się zabiegi endoskopowe. W tej chwili stanowią około 80% naszej działalności. Wszystko zaczęło się od leczenia chorób prostaty i pęcherza drogą przezcewkową. Najpierw było instrumentarium, które nauczyliśmy się obsługiwać i małymi krokami zaczęliśmy te endoskopowe zabiegi wykonywać na większą skalę. Stają się one coraz bardziej powszechne i powoli wypierają już tę klasyczną operatywę.

Czy dlatego powstała mała sala operacyjna znajdująca się na oddziale?  

Najpierw korzystaliśmy z sali zabiegowej wykorzystywanej w leczeniu prostaty i pęcherza, potem rozwinęły się zabiegi endoskopowe w procesie leczenia kamicy i sala okazała się zbyt mała. Stała się wąskim gardłem, zaczęła ograniczać naszą działalność. Powstała więc osobna sala, w której oprócz endoskopów wykorzystuje się aparaturę rentgenowską. Już w 1994 roku zorganizowaliśmy pierwsze spotkanie Wielkopolskiego Towarzystwa Urologicznego, w którym o swojej pracy i dokonaniach mówili nie tylko lekarze, ale także pielęgniarki urologiczne. Potrafiliśmy się zorganizować i nauczyć przeprowadzania tych zabiegów, doszły zakupy nowoczesnego sprzętu i wszystko złożyło się na to, że leczenie endoskopowe kamicy nerkowej i moczowodowej stało się znakiem rozpoznawczym puszczykowskiego szpitala. W tym względzie wyprzedziliśmy wiele ośrodków w Wielkopolsce.

Ale o sukcesie decyduje nie tylko sprzęt. Zgromadził Pan na oddziale zgrany zespół. To nie tylko lekarze, lecz również pielęgniarki instrumentariuszki, świetni fachowcy…

W czasie gdy cały czas się doszkalaliśmy, część personelu zdecydowała się na pracę na salach zabiegowych, a to jak wiadomo stanowi podstawę naszej pracy. Muszę jednak zaznaczyć, że nie każdy się odnajdował w takiej roli. Trzeba się na tym znać, wiedzieć jak ten sprzęt obsłużyć, poskładać, jak reagować jeżeli coś nie funkcjonuje, jak należy. Pokazywaliśmy jak tworzyć zespół, który decyduje o sukcesie w leczeniu nowymi metodami.

Niemal połowa historii puszczykowskiej urologii jest związana z Panem w roli Ordynatora. Pełni Pan tę funkcję od 2003 roku. Jak zmieniało się Pana podejście do urologii, do zawodu lekarza?

Zawsze chciałem wykonywać specjalność zabiegową. Zawsze też, przede wszystkim chciałem pomagać ludziom… i tak to jakoś szło przez te lata.

Osobnym rozdziałem w Pańskiej karierze jest pomoc kombatantom. W 2018 roku został Pan odznaczony Medalem „Pro Patria” za pomoc i współpracę ze środowiskiem kombatanckim województwa wielkopolskiego… Otrzymał Pan też tytuł "Zasłużonego dla województwa wielkopolskiego"

Tak, wynika to zarówno z moich kontaktów rodzinnych jak i towarzyskich. Chciałem pomóc starszym osobom, nawiązały się znajomości i tak dzieje się do tej pory od lat. To grupa starszych osób, które wymagają leczenia urologicznego. Często te osoby są zagubione, bo nie potrafią skorzystać z nowoczesnych środków komunikacji, z Internetu czy smartfona,  a kontakt z lekarzem jest im bardzo potrzebny. Te osoby są zorganizowane w organizacjach kombatanckich, z którymi współpracuje. Gdy komuś potrzebna jest konsultacja lekarska, osoba pracująca w kole  kombatanckim kontaktuje się ze mną i umawia wizytę. Ze starszymi osobami taki kontakt jest zdecydowanie bardziej skuteczny. Miesięcznie udaje się w ten sposób pomóc kilku osobom.

Wiele uwagi poświęca Pan też  profilaktyce, szczególnie tej dotyczącej mężczyzn. Czy świadomość społeczeństwa zmieniała się na przestrzeni tych wielu lat? Na Pana Oddziale leczy się też nowotwory pęcherza i prostaty.

Owszem, Narodowy Fundusz Zdrowia doceniając nasze doświadczenie, wystąpił z propozycją zorganizowania takiego pakietu. Na początku była to wielka niewiadoma. Mieliśmy pewne obawy, ale trzeba było się zdecydować i zorganizować. Dziś nie żałuję, że podjęliśmy ten wysiłek. Niestety, panowie nadal nie są tak chętni jak panie, by dbać o swoje zdrowie. W wielu przypadkach zgłaszają się za późno i to często dopiero przymuszeni przez żony, partnerki… Choć pakiet nie jest idealny, to jednak działa, a to najważniejsze. W ciągu kilku lat funkcjonowania pakietu onkologicznego udało się pomóc bardzo wielu osobom.

Jak Pan regeneruje siły, dba o kondycję?

Lubię turystykę rowerową, ruch, no i czas spędzany z rodziną. Jeśli szpital jest drugim domem, w którym spędzam tyle godzin, to przyjście do domu jest dla mnie czystym relaksem. Można wreszcie znów wcielić się w rolę męża i ojca.

Bardzo dziękuję za rozmowę

 

Kazimierz Wysocki